czwartek, 9 września 2010

4.

Ło joj jak mnie dawno nie było o.0 ale leń w dupe wlazł i wyleźć nie chce ( ;
Co u mnie? a w porządku xD Mam swoje śliczne pałeczki i jestem happy ; ) a w ogóle to będe mieć słóchawki, takie jak ma G-Dragon x ) Mają przyjść z Korei w tym miesiącu. a moja twórczość? ha... stoi i nawet nie drgnie ; ( Ale wstawie mój stary fick, żeby (o ile ktoś czyta mojego bloga xD ) Nie usną z nudów na tej stronie ; D


LIST


LIST

Tego dnia nie zapomnę nigdy.

Nie, nie zapomnę tego wspaniałego miesiąca, w którym tak hojnie obdarowywałeś mnie uściskami, czułymi słówkami, dotykiem tych delikatnych ust które tak uwielbiam, tymi hojnymi spojrzeniami rzucanymi przez te błyszczące oczy. Tego miesiąca przepełnionego… szczęściem.
Złoty wiek… tak. Tak z pewnością mogę nazwać ten okres mojego życia. Ale jak zawsze po złotym przychodzi wiek brązu… wiek rozpaczy zapowiadający coś jeszcze gorszego.


Tego dnia było pięknie. Ale to przecież już wiesz. Spoglądające z nieba słońce rzało ludzi. I tych siedzących w parkach, i tych którzy spacerowali. Zupełnie jakby zapowiadało szczęście. To szczęście które już mnie opuściło.


Byłeś z dziewczyną. Tak z tą dziewczyną o rozpromienionej twarzy i oczach niby małe brylanty. Puszczałeś z nią latawce i nosiłeś ją na barana. Twoja kuzynka była tak podobna do ciebie. Też miała te cudne oczy, te lśniące włosy, tą wątłą i uroczą budowę ciała. Byłem pewny że to właśnie twój latawiec przeleciał rana przed moim oknem, zachęcając mnie do tego wyjścia.
Może gdybym wtedy odwrócił głowę, może gdybyś ty wybrał inną drogę, może wtedy bym cię nie spotkał. Ale dziękuję opatrzności za ten dar, bo dzięki temu przeżyłem wspaniałe chwile, pomimo tego ze teraz cierpię.
Ten mały czerwony rąb często zwracał moją uwagę. Zdawał się tańczyć w powietrzu. Zasnąłem pogrążony myślami skąpany gorącym, letnim słońcem.

To ty byłeś powodem dla którego otworzyłem oczy. Słońce nie zdawało się grzać już tak mocno a tłum w parku znacznie się rozrzedził. Spytałeś czy mogę ci pomóc. Tak tę prośbę pamiętam bardzo dobrze. Chodziło o latawiec, który utkną ci na drzewie. Oczywiście pamiętam tę wygraną walkę. Pamiętam też ten upadek, którego ani ty, ani ja nie mogliśmy przewidzieć. Kiedy spadłeś prosto na mnie, twoja kuzynka śmiała się tak słodko. Pomyślałem ze przypomina mi dźwięk malutkich dzwoneczków które właśnie rozpoczynały swój śpiew, ale dopiero kiedy zaśmiałeś się ty , poznałem co znaczy słyszeć coś, czego nie opiszą żadne słowa. To wtedy poznałem twoje imię. „JiYung” – ten uroczy dźwięk ciągle na nowo rozbrzmiewa mi w uszach każdego ranka.

Może gdyby to się nie stało nie zaproponowałbyś mi tego wyjścia. Może nie było by potem tego tygodnia. Tego wspaniałego tygodnia w którym każdy dzień spędzaliśmy razem.

Tej nocy w klubie nocnym nie musieliśmy tyle pić. Mogliśmy zaprzestać po 1 czy 2 drinkach, ale było nam ciągle mało… a potem ta gorąca noc. Ta noc pełna namiętności, czułości i żaru. Tego też nigdy nie wymażę.

Z następnego dnia niewiele pamiętam. Wiem ze bolała mnie głowa i ze to ty zrobiłeś śniadanie.

Później dałeś mi miesiąc. Tylko ten jeden krótki miesiąc szczęśliwego życia z tobą. Tylko ten… nie, nie tylko. Te szczęście trwało aż miesiąc. Nie byłem godzien dostać aż tyle, ale mimo to los był łaskawy. Ty byłeś łaskawy.

A potem ta choroba. Ta straszna choroba twojej kuzynki. Gorączka, omamy. Od razu chciałeś do niej pojechać, ale bałem się że się zarazisz. Oj głupiś ty żeś mnie nie posłuchał… i dlaczego ta kuzynka mieszkała tak daleko! Nie… nie mogę jej o to obwiniać. To nie jej wina.

Nadal mam tę gazetę. Tę okropną gazetę z tym straszliwym nagłówkiem natłuszczonym grubym drukiem. „Samolot lecący z Korei Północnej do wschodnich Chin eksplodował w powietrzu. Nikt nie przeżył”

Gdybyś wtedy poczekał 1 dzień. Gdybyś chciał mi dać te 24 godziny więcej może teraz tuliłbym twe ramiona, i czule dotykał twych włosów.

Teraz kiedy cię nie ma nie mam dla kogo żyć… moje życie to czysta, pozbawiona barw egzystęcja przez którą nie mogę przejść za rękę z kimś kogo kocham.

To dlatego napisałem ten list. Chce abyś wiedział ze to była całkowicie moja decyzja, że więcej nie zniosę. Chce abyś wiedział że cię zawsze kochałem, nawet jeśli tego listu nie przeczytasz bo przecież ty…

Twój na zawsze


Ri





Odłożyłem długopis i odłożyłem do pudełka. Drżącymi rękoma schowałem list do koperty i włożyłem za koszulę razem z naszym wspólnym zdjęciem. Na palcu mam obrączkę. Te samą którą kupiliśmy sobie zaledwie 15 dni temu. Jest piękna. Zapewne nadal masz swoją.

Podszedłem z moimi skarbami do wanny. Czekał tam już na mnie nóż. Wydaje mi się że mnie woła, lecz może to tylko omamy. Chwyciłem trzonek. Ręka mi zadrżała. Wszedłem do wanny i położyłem się w niej. Nie czuję strachu lecz ulgę. Ulgę ze już po wszystkim. Zdecydowanym ruchem przeciąłem sobie żyłę na prawym nadgarstku. Syknąłem z bólu, choć był on mi miły. Jeszcze dwa ciecia! Tylko dwa.

AH! Krzyczę, ale tylko w duchu. Ogarnęło mnie dziwne zimno, potem dreszcze, aż w końcu te przyjemnie ciepło, jakbyś stał koło mnie. Ostatni raz przypomniałem sobie twój uśmiech, twe oczy niczym najcenniejsze klejnoty, te włosy które tak kochałem i ten cudowny śmiech kiedy leżeliśmy na sobie wtedy w parku. Ostatni raz oczyma wyobraźni ujrzałem twą twarz. Potem nie widziałem nic.

poniedziałek, 19 lipca 2010

3



Yayy! dzisiaj na obóz ; ) tak na marginecie to sie powinnam przygotowywać, a nie na necie siedzieć, ale to nic xD Będę tęsknić za moim komputerkiem ( niedokończoną Coffie prince i pioseneczkami) ale jakoś przezyje ;D a w ogóle to wczoraj dodałam playliste :D mam nadzieje że sie podoba xD Najnowszy album słoneczka (Taeyang) - solar. 

niedziela, 18 lipca 2010

2.


I znowu gorąco ; (

no niby fajnie , że ciepło, ale ten na górze już przesadza. Chce nas wszystkich pogotować. na szczęście padało, więc się troche ochłodziło, ale do 15 chodziłam zalana potem.

a co do mojej tworczości fickowej to idzie jak wcześniej - po ślimaczemu. Chociaż wyraz "idzie" powinien być zastąpiony "stoi" bo nic nie napisałam od dwuch dni. ajć. wenka nawet nie wie czy te ostatnie było dobre... hmmm.... jutro jade na obóz, więc przez 10 dni mnie nie będzie. Już tęsknie za Paszczurkiem(chomiczek). no nic wytrzymam. I, hmmm... może wrzuce stary fick, żeby nie było. 


Choroba


Wchodząc do hallu szpitalnego moje nozdrza podrażnił ostry zapach leków. Nie lubiłem tego, ale mimo to nigdy nie zostawiłbym mego ukochanego samego. Zwłaszcza w takiej sytuacji. Zwłaszcza teraz, kiedy wykryto u niego guza. Kiedy mi o tym powiedział serce mi pękło. Wszedłem do windy i nacisnąłem przycisk z wypisaną czarną farbą cyfrą dwa. Wszystko przypominało mi chwile, kiedy byliśmy tak szczęśliwi, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że ty… Nawet ta winda. To właśnie w miejscu podobnym to tego po raz pierwszy się pocałowaliśmy.

 

Usłyszałem cichy dźwięk i rozsunęły się drzwi windy. Wyszedłem na przyciemniony korytarz i skręciłem w lewo. Przystanąłem na chwili przed drzwiami sali 112. za chwilą miałem ujrzeć Jego twarz. Kiedy otworzyłem drzwi zamiast ujrzeć jego piękne usta wykrzywione w słodkim uśmiechu i jak zwykle cieszące się na mój widok oczy ujrzałem przeraźliwy smutek, którego nienawidziłem. Ten sam kiedy G-Dragon ogłosił mi że ma tę potworną chorobę.

 

-Ri. – szepną i mimowolnie wygiął usta w smutny uśmiech.

-Witaj Ji. – uśmiechnąłem się i podszedłem do łóżka. Pocałowałem go czule w policzek i przytuliłem do piersi.

-Cieszę się, że już jesteś. Tęskniłem.- wyszeptał Ji. Zdałem sobie sprawę że nie mówi w ten sposób z czułości, lecz dlatego, że nie może głośniej. Nie ma już sił.

 

Byłe u niego już prawie 5 godzin, z których każda była dla mnie szczęściem. Każda minuta była przepełniona rozmowami i wymienianymi czułościami. Siedziałem teraz obok Ji na łóżku, obejmując go w pasie. Cały dzień był jakiś taki… nie było w nim tej radości z istnienia co dawniej, zupełnie jakby był zmęczony życiem. Może źle spał. A może te badania znowu go osłabiły. Tego nie wiem. Przytuliłem go mocniej do siebie. Czułem, że dzieje się coś niezwykłego. Ściskałem go mocno w ramionach, ale mimo to wydawało mi się, że zsuwa się pionowo w przepaść, z której nie będę w stanie go wyciągnąć. Wzrok miał smutny, zagubiony w dali.

 

-Ji jesteś dla mnie najważniejszą osobą pod słońcem. Kocham Cię.

Szeptałem mu powoli do ucha.

Uśmiechną się smutno. Musiałem długo czekać. Wyczuwałem, że powoli ożywia się.

-Teraz muszę wyjść, ale zaraz wrócę. – powiedziałem najczulej jak było to możliwe przy wypowiadaniu tego zdania i zsunąłem się z łóżka uwalniając go z uścisku.

-Dokąd idziesz? – zapytał z wyczuwalnym w jego głosie niepokojem. Czułem jak jego smutek powraca.

- Idę tylko do łazienki. Zaraz wrócę. Obiecuję.

 

Kiedy ponownie otworzyłem drzwi Sali 112 ujrzałem Ji  siedzącego na łóżku. Trząsł się ze strachu. To że to był strach wyczytałem w jego oczach. Zawsze wiedziałem co dokładnie widzę w jego cudnych patrzałkach.

- Ji! – prawie krzyknąłem. Podbiegłem do niego i przytuliłem do siebie, tak, że mój policzek dotkał jego czoła. Było rozpalone. Odskoczyłem od niego i zdjąłem z ręcznik z kołka nad zlewem. Zwilżyłem mu skronie i dałem mu pić. Nie śmiałem go o nic pytać. Popatrzył na mnie i z czułością objął mnie ramieniem. Czułem bicie Jego serca, tętniącego podobnie jak serce zranionego ptaka. Powiedział:

- Jestem zadowolony, że udało ci się tak szybko wrócić.

Uśmiechnąłem się lekko.

- Bałeś się czegoś?

- Dzisiejszego wieczora będę się bał znacznie bardziej…

I znowu zmrużyło mnie uczucie czegoś nieodwołalnego. Nie słyszeć więcej jego śmiechu -  ta myśl mnie zadręczała. Ten śmiech był dla mnie jak studnia na pustyni.

- Mój książę chcę usłyszeć twój śmiech.

- Tej nocy mija dokładnie rok. Moja gwiazda znajduję się dokładnie nad miejscem, gdzie spadłem rok temu.

Była to oczywiście przenośnia. Jego gwiazdą, i czasem w którym na niej „mieszkał” nazywaliśmy  okresem w którym nie wiedział o chorobie. Czyli to był powód jego dzisiejszego smutku.

- Obiecaj mi, że kiedy mnie zabraknie nocą będziesz oglądał gwiazdy. Moja jest zbyt mała, abyś mógł dostrzec gdzie jest. To nawet lepiej. Moja gwiazda będzie dla ciebie jedną z wielu gwiazd. Dlatego będzie przyjemnie Ci patrzeć na gwiazdy. Każda z nich będzie twoim przyjacielem. Chcę ci zrobić prezent.

-Ji, najdroższy. Twój uśmiech sprawia mi tyle radości… - wykrztusiłem starając się nie pocieszyć go i nie mówię że „wszystko będzie dobrze” bo wtedy niechybnie rozpłakałbym się jak dziecko a w takiej sytuacji nie było to zbyt pocieszające.

- To właśnie będzie mój prezent. W zamian za ten czas spędzony ze mną.

- Nie rozumiem…

- Gwiazdy mają dla ludzi różne znaczenie. Dla tych, którzy podróżują są drogowskazami. Dla innych są tylko małymi światłami. Dla uczonych są zagadnieniami. Dla mego bankiera są… złotem – mówiąc to Ji mimowolnie uniósł kąciki ust w uśmiechu. – Ty będziesz miał gwiazdy jakich nikt nie ma.

 

Siłą powstrzymywałem się od wybuchu. Chciałem przytulić go do siebie powtarzając że będzie żył jeszcze bardzo długo, co więcej że to ja umrę z nas jako pierwszy, lecz ze starości, nie z powodu jakiejś głupiej choroby. Starałem się nie załamywać więc spytałem:

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Gdy popatrzysz nocą w niebo, wszystkie gwiazdy będą się śmiały do ciebie, ponieważ ja będę mieszkał i śmiał się na jednej z nich. Twoje gwiazdy będą się śmiały.

I zaśmiał się znowu.

- A gdy się pocieszysz, bo zawsze się w końcu pocieszamy, będziesz zadowolony z tego, że mnie znałeś. Będziesz zawsze mym przyjacielem. Będziesz miał ochotę śmiać się ze mną. Będziesz od czasu do czasu otwierał okno – ot tak sobie dla przyjemności. Twoich znajomych zdziwi to,  że śmiejesz się, patrząc na gwiazdy. Wtedy im powiesz : „Gwiazdy zawsze pobudzają mnie do śmiechu.” Pomyślą, że zwariowałeś. Zrobiłem Ci brzydki figiel.

I znowu się zaśmiał.

- To tak, jakbym Ci dał zamiast gwiazd mnóstwo małych dzwoneczków, które potrafią się śmiać.

Śmiał się ciągle. Po chwili nagle spoważniał.

- Tej nocy… wiesz… lepiej idź znów do domu.

- Nie zostawię Cię! W końcu byłem tam dzisiaj. Wyspałem się wystarczająco, więc nie zaszkodzi mi drzemka na szpitalnym krześle.

- Proszę! Zrób to dla mnie. Nie chcę być powodem twego zmęczenia. Jeżeli tego nie zrobisz to… to… to obrażę się na Ciebie i tyle!

Skrzywiłem się.

- Ji ja naprawdę …

- Proszę Ri. Zrób to dla mnie.

Westchnąłem.

- No dobrze. Skoro aż tak Ci na tym zależy…

- Tak zależy i to bardzo. Już późno, więc lepiej już idź bo za 15 minut odjeżdża ostatni autobus.

Spojrzałem na Ji i na jego zmartwioną minę. Musiałem dać za wygraną.

-Dobrze. Pa kochanie. Miłej nocy.

Moje usta ostatni raz dotknęły ust Ji. Trwało to dłużej niż zwykle, do tego stopnia, że dostałem zadyszki, a serce waliło mi jak opętane. Ostatni raz spojrzałem na niego zza ramienia

- Ri…

-Tak? – spytałem gdy drzwi prawie się już za mną zamknęły.

- Kocham Cię.

- Ja ciebie też. Najmocniej w świecie.

Uśmiechnąłem się do Yonga, a on do mnie, tym sałym ciepłym uśmiechem, który tak kochałem. Zamknąłem drzwi Sali 112  i poszedłem do domu.

 

Tej nocy śniło mi się niebo pełne gwiazd. Nagle jedna z nich, ta która świeciła najjaśniej  spadła.

 

Byłem już pod drzwiami Sali 112. nacisnąłem klamkę i uchyliłem drzwi, lecz w środku

nikogo nie było. Poszedłem do lekarza Ji.

 

-Doktorze, co się stało z Ji? Przenieśli Go? Do jakiej Sali?

-Ji nic panu nie powiedział?

-Nie powiedział? O czym?

-Wczoraj guz niespodziewanie powiększył się. To było nieuniknione że pęknie… On… zmarł dzisiejszej nocy. Przykro mi…

 

Coś we mnie pękło.

 

Padłem na kolana. Łzy napływały mi do oczu.

 

- Ji… Yong… Ja cię…

 

Nie mogłem dokończyć zdania. Miałem wrażenie, że płuca mi się zapadają. Łkałem jak małe dziecko uderzając pięściami to w swoje uda, to w podłogę. W końcu upadłem na nią nieprzytomny.

 

Stało się. Mój kochany Ji. Sens mego życia. Mój skrawek nieba… odszedł na zawsze…

 

Ji! KOCHAM CIĘ!

 

=THE END=


I oczywiście licze na komentarze. Nawet w stylu " weź skończ z tym! jesteś beznadziejna!" bo niby skąd mam to wiedzieć, skoro znam tylko swoje zdanie? ; 3


Do następnego <3

sobota, 17 lipca 2010

1.


Ale dzisiaj gorąco .  

Wytrzymać się nie da. Nie mam ochoty nic robić, tylko na zmianę szukam jakiej dramy do oglądnięcia i wpatruje się chomiczka. Jemu to dobrze. Cały dzień śpi a w nocy łazi, nie ma nadzoru starych, pełna micha i butelka. Żyć nie umierać. Tyle tylko że od czasu do czasu jakaś brąz wiedźma go zbudzi, ale obecnie wszyscy są w Rajgrodzie więc ma luz. 

Wczoraj wzięłam się za napisanie Ficka. Nie wiem czy mi wyszedł. Oceńcie sami :

- Hyun… Ja… Ja chyba już…

- Nie mów mi że się rozmyśliłeś!

- No… tak po prawdzie to…

- Już za późno Ji Yong! Wszystko postanowione! Nie ma odwrotu. Klamka zapadła, finto koguto. Nic już nie da się zrobić! A nie ma nic gorszego niż ucieczka w ostatniej chwili, więc nie rób tego!

- Ale… Boje się że będzie bolało.

- Musi boleć Ji! Bez bólu nie będzie zabawy. A przez adrenalinę i tak  ten ból będzie praktycznie nieodczuwalny. Najwyżej po wszystkim będzie cię bolało krocze, ale to wszystko. Poza tym to był twój pomysł, więc teraz się nie wykręcaj! Nakręciłeś mnie a przecież wiesz, że ja sam nie dam rady. Musimy to zrobić we dwójkę, inaczej to nie ma sensu!

- Ale ja się boje! Nie rozumiesz tego Hyun? A konsekwencje? Nie myślałeś o trym? A jeżeli coś pójdzie nie tak? Nie chce cię stracić Hyun!

- Nie bój się. Będę przy tobie. Cały czas. I przysięgam nic się nie wydarzy. Miliony ludzi na świecie to robią i nic im nie jest.

- A co jeżeli mi się spodoba? Jeżeli będę chciał to powtórzyć?  I to nie powtórzyć z pierwszą lepszą osobą, tylko z tobą? Będziesz moim niewolnikiem? Osobistym więźniem od zabaw i adrenaliny? A jeżeli wpadnę na pomysł wypróbować coś innego? I nie będę chciał robić tego z Taeyangiem, Daesungiem ani SeungRi’m tylko zawsze z Tobą?

-Po tych obawach związanych z Twoim pierwszym razem, sądzę że nic więcej nigdy nie zakłóci spokojnej egzystencji twego umysłu. Przynajmniej nic w tym rodzaju. A nawet jeśli, to co z tego? Mogę się dla ciebie poświecić. Ji Yong. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele muszą sobie pomagać. Nawet jeżeli chodzi o spełnianie Marzeń. Zwłaszcza tych szalonych i niemożliwych.

- Ale… ale po wszystkim obiecaj mi że nie będziesz tego rozpowiadał.

- Ale dlaczego? Nie ma powodu do wstydu. Co więcej chłopaki będą nam zazdrościć!

- A co powiedzą moi fani? I tak mam opinie najbardziej szalonego i zwariowanego z Big Bangów. A po tym to się na pewno nie zmieni, no chyba ze na gorsze.

- Ji! Twoi fani jakoś to zniosą! Oni kochają szalonego G-Dragona.

- Ale nie aż tak szalonego Hyun! Pomyślą, że zwariowałem.

- No i co z tego? Przecież sam mówiłeś że to twoje marzenie od kiedy tylko stałeś się członkiem zespołu. A pyzatym co im do tego? Najwyżej napiszą o tym w paru brukowcach i to wszystko. I w ogóle  to skąd mają się o tym dowiedzieć? Ja nie pójdę na ulicę i nie powiem im o tym. Możesz być spokojny.

- Ale…

- Stop! Ji! Już nie ma żadnego „ale”. Przecież marzysz o skoku na Bungee! Nie pozwól żeby głupi strach zniszczył to, na co tyle czasu odkładałeś pieniądze!

- Dobrze już – Ji zapiął swoją uprząż i zbliżył się do krawędzi mostu, z którego mieli skoczyć. – Hyun?

- Tak?

- Po wszystkim chce pójść na lody.

- Dobrze Ji. Dostaniesz podwójne. – Uśmiechną się do przyjaciela i po chwili dało się słyszeć tylko głośny wrzask przerażenia spadających jak kamień członków zespołu Big Bang.

 

 

 

=THE END=

Nie wiem czy wyszło dobrze. Ide oglądac Darme. jeszcze nie wiem jaką, ale jakąś znajde ; )